Dzisiejszy post rozpoczyna nową serię na naszym blogu dotyczącą rysowania ze źródeł i z natury. Zaczniemy od tworzenia w oparciu o zdjęcia referencyjne nazywane w “internetach” refkami.
Artyści na przestrzeni wieków zawsze wspomagali się, nazwijmy to “pomocami naukowymi”. Najbardziej chyba ekstremalnym przykładem, w którym maksymalnie poszli na łatwiznę, jest urządzenie camera obscura. Możemy je porównać do dzisiejszego rzucenia sobie obrazu na sztalugę rzutnikiem lub tracingu, czyli kalkowania zdjęcia. Jest to zła droga…
Niewiele się w ten sposób uczymy – nasza praca jest wtedy bardzo odtwórcza (już bardziej się chyba nie da). Żeby nauczyć się budowania kompozycji, tworzenia palety kolorów, proporcji, perspektywy i anatomii, trzeba to przerobić kilka razy samodzielnie. Czy powinniśmy przy tym korzystać z pomocy? Oczywiście. Byle by ta pomoc nie polegała na kalkowaniu jota w jotę cudzej pracy.
Dlaczego musimy w ogóle mieć jakąś ściągawkę?
Zastanówmy się, dlaczego ucząc się rysowania, w ogóle mamy realną potrzebę korzystania ze wzoru w takiej, czy innej postaci. Odpowiedź na to pytanie tkwi w naszym mózgu. Ma on za zadanie spamiętać dla nas niesamowicie wiele rzeczy: naszą przeszłość – tę odległą i najbliższą, ważne sprawy do wykonania, imiona naszych bliskich i nazwy wszystkiego, co nas otacza (czasem w kilku językach) itd. itp.Wymieniać można by było bardzo długo. Poza tym, ma za zadanie odbierać i wysyłać sygnały z i do całego ciała. Krótko mówiąc, nie ma lekko. Żeby w ogóle mógł funkcjonować, wiele rzeczy zapamiętuje w symboliczny sposób.
Kiedy bez żadnych wcześniejszych ćwiczeń siadamy i rysujemy z wyobraźni, nasze rysunki będą niestety przekłamane. To trochę tak, jak powstają plotki – ktoś powtarza wersję historii, którą usłyszał, ale niedokładnie i w miejsce źle zapamiętanych fragmentów wstawia sparafrazowane wersje. Tak samo dzieje się przy rysowaniu: jeśli nie widzimy akurat przed sobą leżącego psa, to czy na pewno z pamięci odtworzymy to, w jaki sposób zginają się jego łapy? W wielu przypadkach to się po prostu nie uda. Coś tam pewnie – mniej więcej – nazmyślamy i będzie to wyglądało mniej lub bardziej nienaturalnie. Co innego, jeśli narysujemy tego leżącego psa z wzoru kilka razy pod różnymi kątami. A jeszcze jakbyśmy przestudiowali nieco jego anatomię, byłoby idealnie. Wtedy tworzymy bardziej trwały i dokładny obraz w naszym mózgu. Ścieżka oko – ręka jest bardzo ważna. Trenujemy odpowiednio mięśnie naszej ręki i postrzeganie, co owocuje lepszymi szkicami w przyszłości.
…i jak to zrobić, żeby było dobrze.
Należy jednak pamiętać o kilku szczegółach:
- Zdjęcie musi być z tzw. open stocku – nie obciążone prawami autorskimi osób trzecich.
- Jeśli rysujesz do tzw. szuflady, możesz oczywiście korzystać z jakichkolwiek zdjęć. Sprawa wygląda inaczej, jeżeli zamierzasz potem sprzedawać swoją pracę. Wtedy koniecznie musisz zdjęcie kupić, korzystać ze zdjęcia typu royalty free lub wykonanego własnoręcznie.
- Jeśli prezentujesz swój obrazek w internecie – podaj źródło z jakiego korzystałeś.
Jakie plusy ma rysowanie ze zdjęć?
- jest dość łatwo dostępne. Dość, ponieważ czasem znalezienie wymarzonego ujęcia graniczy z cudem. Z pewnością jednak znacznie łatwiej skorzystać ze zdjęcia egzotycznego kwiatu, niż pojechać tam, gdzie on rośnie. Nawet jeśli by to miało być w pobliskim ogrodzie botanicznym, z ogólnodostępnym w dzisiejszych czasach internetem wyszukanie w nim zdjęcia będzie o wiele prostsze.
- możemy w dowolnym momencie wrócić do zdjęcia, a na nim uchwycić ruch i na spokojnie go potem przeanalizować.
- jeśli wykonamy fotografię samodzielnie, już wtedy możemy zaplanować kompozycję, kadr, więc wiele się uczymy. Dodatkowo, uchwycenie pożądanego kąta czy pozy zależy wyłącznie od nas.
Poza wymienionymi powyżej zaletami, rysowanie ze zdjęć ma również wady. Jakie i dlaczego nie należy tylko na nich poprzestawać – o tym napiszę w przyszłym tygodniu.
A jaki Wy macie sposób na naukę rysunku? Korzystacie ze zdjęć? Rysujecie z natury czy z wyobraźni?? Dajcie znać w komentarzu!